Spływ kajakowy klasy VIA
Dodany przez admin dnia 29.09.2020
Już od roku panowie Filip i Sebastian planowali zorganizować spływ kajakowy . Udało się to 22 września 2020 r . Ten spływ to był strzał w dziesiątkę ! Jako zadowoleni uczestnicy nie zamierzamy pisać tu o suchych faktach, ale o ludziach, o naszych zdobyczach i stratach, o najciekawszych chwilach, które utknęły nam w pamięci. Aby zapisać się na spływ musieliśmy wykazać się przynajmniej wiekiem dojrzałym rocznikowo oraz umiejętnościami sprawnego poruszania się w wodzie. Ponieważ jesteśmy starymi wyjadaczami klasy żeglarskiej ( i tu pojawia się ha!, ha, ha!) na spływ stawiliśmy się w komplecie. Autobusem zostaliśmy przewiezieni na miejsce startu, czyli do Wojtala.
Pełna Treść
Spływ kajakowy klasy VIA z przymrużeniem oka
Już od roku panowie Filip i Sebastian planowali zorganizować spływ kajakowy . Udało się to 22 września 2020 r . Ten spływ to był strzał w dziesiątkę ! Jako zadowoleni uczestnicy nie zamierzamy pisać tu o suchych faktach, ale o ludziach, o naszych zdobyczach i stratach, o najciekawszych chwilach, które utknęły nam w pamięci. Aby zapisać się na spływ musieliśmy wykazać się przynajmniej wiekiem dojrzałym rocznikowo oraz umiejętnościami sprawnego poruszania się w wodzie. Ponieważ jesteśmy starymi wyjadaczami klasy żeglarskiej ( i tu pojawia się ha!, ha, ha!) na spływ stawiliśmy się w komplecie. Autobusem zostaliśmy przewiezieni na miejsce startu, czyli do Wojtala. Jako laicy w poruszaniu się po rzece kajakiem czuliśmy na plecach dreszcz niepewności. Przyznamy, że początki były trudne. Samo zejście z lądu sprawiało wielu osobom problemy, do tego jeden niesforny kajak postanowił odpłynąć bez pasażera. Nam jakoś się udało cało odbić od brzegu. Ruszyliśmy zestresowani, ale pełni nadziei. Dopiero po chwili odetchnęliśmy z ulgą i zaczęliśmy cieszyć oczy widokami. Obserwowaliśmy tereny od strony wody, podziwialiśmy głównie widoki. Czy były one jednak takie jakich się spodziewaliśmy? Pierwsza rzecz, która nie umknęła naszej uwadze to śmieci. A raczej ich brak. Brzeg rzeki był zadbany, wysprzątany. Widać gmina, dba również i o te szlaki komunikacyjne. I chwała im za to widoki były cudowne. Zieleń, woda, ptaki i nawet wyglądające słońce dawały niesamowitą przyjemność z tak spędzanego czasu, ale też widok kolegów i koleżanek z klasy które z uśmiechem na twarzy pokonywały różne przeszkody. Była wśród nich Lena od której wydębiliśmy chipsy , był Bartek , który kontrolował ostatni uskok, Konrad, który nie chciał zmoczyć sobie bucików, więc wysyłał kajakową partnerkę do wody, znany wszystkim Przemek z niesamowitym, stale podsycanym poczuciem humoru :) oraz niezwykle gadatliwa Kinga. Wiele z nich wpadło do wody, wiele miało problem z wyjściem z niej. Byli jednak też tacy, którym się udało. Duma na ich twarzach była w pełni uzasadniona. Jak to mówią, chrzest musi być, mieliśmy i my :) Wystające z wody gałęzie, połamane drzewa, ostre zakręty, wartki nurt, płycizna to główne przeszkody tego dnia. Tam okazała się przydatna znajomość praw rzeki - płyń tam gdzie ona, nie idź tam gdzie jest spokojnie, idź tam gdzie jest nurt, bo okaże się, że musisz użyć metody kulawego zająca :) Nazwa wymyślona przez nas samych. Metoda polega na podskakiwaniu kajakiem poprzez odpychanie rękami od zbyt płytkiego dna - tylko po to, żeby znów płynąć :) Byliśmy z siebie bardzo dumni, gdy dopłynęliśmy do przystanku bez zanurzenia w wodzie (pomijamy poziom wody w kajaku, który wzrastał z minuty na minutę, wraz z każdym ostrym zakrętem). Nastała radosna chwila, która zaraz zamieniła się w smutek - zobaczyliśmy wielki transparent z napisem META - CZARNA WODA . Tego dnia czas na wodzie bardzo szybko nam minął. Nie zdążyliśmy nawet dobrze się zmęczyć, a już musieliśmy oddać wypożyczony sprzęt. Po tylu kilometrach wszystkich dopadł wilczy apetyt – czekało na nas ognisko i pieczone kiełbaski miam ,miam !. Taka forma spędzenia czasu była bardzo dobrym pomysłem i zamierzamy skorzystać z niego w przyszłym roku albo i wcześniej . A wszystko to dzięki osobom ,które stanęły nam na drodze o których nie można inaczej niż życzliwie mówić : pan Filip i pan Sebastian - dusza całego spływu , komandor, organizator jak to mówią Ojciec Dyrektor.
Uczniowie klasy VIa
oraz wychowawczyni, która na spływie też była i relacją się podzieliła