Tomek - laureatem konkursu
Dodany przez kaziukos dnia 24.10.2005
Decyzją jury w składzie: Tomasz Jastrun (poeta, eseista), Jan Picheta (polonista, dziennikarz), Juliusz Wątroba ( poeta satyryk) oraz Irena Edelmann (organizator konkursu) Tomasz Kowalewski – uczeń klasy VI e został laureatem IX Ogólnopolskiego i XXIII Wojewódzkiego Przeglądu Dziecięcej i Młodzieżowej Twórczości Literackiej Lipa 2005 r.
W przeglądzie nagrodzono stu autorów najlepszych prac nadesłanych z całej Polski, przyznając im równorzędną nagrodę, tzn. katalog z wyróżnionymi tekstami, cykliczna prezentacja w lokalnych mediach oraz nagrody książkowe.
Tomasza Kowalewskiego praca została wybrana spośród 1600 nadesłanych. Praca nosi tytuł "Podróż w czasie" (czytaj więcej) i została napisana pod opieką polonistki - p. Marii Gerowskiej.
Gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów.
Pełna Treść
Decyzją jury w składzie: Tomasz Jastrun (poeta, eseista), Jan Picheta (polonista, dziennikarz), Juliusz Wątroba ( poeta satyryk) oraz Irena Edelmann (organizator konkursu) Tomasz Kowalewski – uczeń klasy VI e został laureatem IX Ogólnopolskiego i XXIII Wojewódzkiego Przeglądu Dziecięcej i Młodzieżowej Twórczości Literackiej Lipa 2005 r.
W przeglądzie nagrodzono stu autorów najlepszych prac nadesłanych z całej Polski, przyznając im równorzędną nagrodę, tzn. katalog z wyróżnionymi tekstami, cykliczna prezentacja w lokalnych mediach oraz nagrody książkowe.
Tomasza Kowalewskiego praca została wybrana spośród 1600 nadesłanych. Praca nosi tytuł "Podróż w czasie" (czytaj więcej) i została napisana pod opieką polonistki - p. Marii Gerowskiej.
Gratulujemy i życzymy dalszych sukcesów.
PODRÓŻ W CZASIE
- To niesamowite! - wykrzyknąłem zdumiony. Słowa profesora zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Czyż nie o tym właśnie marzyłem? By przenieść się gdzieś daleko, do ciekawych miejsc i ciekawych wydarzeń? I chociaż nic z tego nie rozumiałem, wiedziałem, że stoję oto u progu zaczarowanej granicy.
- Oczywiście, że niesamowite - profesor wzruszył ramionami, jakby mówił o czymś zupełnie normalnym i zwyczajnym. - Chociaż z drugiej strony zrozumiałe i wytłumaczalne. Otóż.... - zawiesił głos, odwracając się do zawieszonej na ścianie tablicy.
- Otóż teoria Einsteina mówi nam o zależności pomiędzy prędkością i czasem. Im większa prędkość, tym wolniejszy upływ czasu. O tym wie każdy...
Profesor przerwał posyłając mi znaczące spojrzenie.
- No niby tak- bąknąłem zmieszany, bo dalej nic z tego nie rozumiałem.
- Dzięki dzieciom, które do mnie przychodzą, pojąłem, że ten wzór można przekształcić, to znaczy zmodyfikować w innym kierunku. Zatrzymując ruch, wpływamy na czas, a raczej powodujemy jego cofanie się.
- O rany ! - wyrwało mi się.
- Tak, tak, mój drogi - prawił naukowiec, nie przestając bazgrać po tablicy zawieszonej tuż nad drzwiami pracowni gościnnego domu. - To jedna strona medalu. Spowalniając ruch komórkowy, cofamy czas, a przyspieszając go, sprawiamy, że można zobaczyć przyszłość. Do tej pory nikt na to nie wpadł. Nikt - szeptał.- Jesteśmy prawdziwymi pionierami...
- W teorii- zauważyłem nie bez złośliwości, która na szczęście umknęła profesorowi.
- Ha! - oczy za grubymi szkłami okularów patrzyły na mnie jakoś dziwnie.- Teoria... - wynalazca porzucił kredę i tablicę.- Teoria jest wtenczas dobra, kiedy znajduje potwierdzenie w doświadczeniu. Przetestujmy ją zatem.
- Teraz? - spytałem, czując dreszcz emocji.
- A dlaczegóżby nie? – odziany w biały fartuch profesor stanął przy wielkim lodówce.- Powiedz mi dlaczego potrawy przechowywane w chłodnym miejscu zachowują swą świeżość dłużej?
- Nie mam pojęcia- odparłem szczerze.
- A nie mówi ci nic zależność pomiędzy temperaturą a ruchem komórek?
- Chyba nie powie mi pan, że sprawdzimy teorię w lodowce?- spytałem, ale pewność siebie już dawno mnie opuściła.
- Niekoniecznie- profesor roześmiał się cicho.- To taki kufer pełen tajemnic, który tylko wygląda jak zwykła lodówka. Zapraszam.
Wnętrze lodówki było faktycznie inne niż w dziesiątkach, jakie widziałem. Nie było w niej półek na produkty. Ich miejsce zajmowały dwa mikroskopijne krzesła. Podejrzewałem, że nie są wygodne. Zawieszona u góry bursztynowa kula mieniła się wszystkimi kolorami tęczy.
- Siadaj i trzymaj się mocno!- powiedział gospodarz, gdy usadowił się wewnątrz.- Zobaczymy, jaki jesteś z historii- usłyszałem i poczułem przejmujący chłód.
Światło zgasło i otoczyły nas czarodziejskie gwiazdy. Po chwili, która trwała zaledwie kilka sekund, profesor kazał mi wyjść. Otworzyłem drzwi i stanąłem oniemiały. Przed moimi oczami rozciągał się cudny widok. Stałem naprzeciwko stawu albo wymyślnej fontanny, otoczonej wyśmienicie utrzymanymi dywanami kwiatowymi. Z jej środka wypływała błękitna rzeka. Ogród otaczał wspaniały zamek.
- Gdzie jesteśmy?
- Jeżeli się nie mylę, a nie mylę się na pewno, jesteśmy w Danii- instruował mnie profesor.-Przed tobą rozciągają się ogrody Pałacu Indyjskiego w Tivoli.
- W Danii?- pytałem rozczarowany.- Ale mi sprawdzian. Myślałem, że ma pan o mnie lepsze zdanie.
- Taki z ciebie mądrala?- uśmiechnął się naukowiec.- To powiedz mi w takim razie, którego dzisiaj mamy?
Dla pewności rozejrzałem się dokoła. Spacerujący po ogrodach ludzie nie odbiegali strojami od naszych. Wszystko było dla mnie jasne.
- 13 grudnia 2002 roku- rzekłem.- Jesteśmy u źródła zgody pomiędzy państwami starej i nowej Europy.
- Proszę, proszę- naukowiec był pełen podziwu.- Widzę, że będzie z ciebie jeszcze jakiś pożytek. Jak na to wpadłeś?
- To było dla nas ważne wydarzenie. Naprowadziła mnie Kopenhaga. Tego dnia rząd Polski negocjował wraz z innymi rządami państw kandydatów warunki członkostwa w Unii Europejskiej. Łatwizna- obwieściłem dumnie.
- Fakt- skwitował profesor otwierając drzwi lodówki.- Zobaczymy dalej...
Tym razem chwila trwała kilka sekund dłużej. Na zewnątrz panował zgiełk tumult. Znajdowaliśmy się w centrum jakiegoś miasta z końca osiemnastego wieku. Rozwścieczony tłum obszarpańców szturmował wielką twierdzę, która przypominała mi trochę zamek w Malborku. Usłyszałem krzyki w obcym języku.
Liberte, egalite, fraternite!- skandował tłum napierający na wielkie wrota twierdzy.
Padły strzały z muszkietów. Odruchowo runąłem na ziemię. O mały włos zdmuchnął mnie dziki wiatr historii.
- Co oni krzyczą?- spytałem zrywając się na nogi.
- Wolność, równość, braterstwo- odparł profesor.
- Wiem! Jesteśmy w stolicy Francji Paryżu, a to szturm na Bastylię- wołałem podekscytowany.- Nigdy nie myślałem, że będę mógł to obejrzeć. Wielka Rewolucja Francuska. Narodziny demokracji...
- Tak-przytaknął profesor.
Tuż obok nas przebiegł umorusany uroczy malec. Dziecko wyglądało na głodne. Przypomniałem sobie, że nie zjadłem w szkole kanapek. Wyszarpałem je z kieszeni spodni i podałem malcowi, który nieufnie wziął ode mnie zawiniątko.
- Może weźmiemy je ze sobą?- spytałem.- Tutaj długo jeszcze będą trwać walki, a w naszych czasach jest spokój.
- Nie możemy- zdecydował profesor.- Chciałbyś to dziecko przenieść do naszych czasów, ale to niewłaściwe. Tutaj jest jego miejsce. Może to jakiż uczony, albo pisarz? Nie wolno nam mieszać się do pętli czasoprzestrzennej ani jej zakłócać. Co innego obserwacja. Dlatego nigdy nie podzielę się moim wynalazkiem.
Tego dnia wiele się nauczyłem. Byłem świadkiem wielkich wydarzeń, ale nie tylko wiedziony dobrymi intencjami chciałem wyrwać człowieka z jego czasu i przenieść do innego, który wydawał mi się lepszym i bezpieczniejszym. Pragnąłem ofiarować mu swą przyjaźń w całkiem innych warunkach. Tymczasem tak nie wolno.
"Nie przesadza się starych drzew" - mówi przysłowie, a ja myślę, ze nie tylko starych drzew nie powinno się przesadzać, bo każde ma swoje miejsce i swój czas.